15 maja 2024r. Imieniny: Zofii, Nadziei, Berty
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Pitagoras: filozof i refomator

   Czas Garwolina przedstawia dziś opowieść przedwojennego profesora Tadeusza Zielińskiego o życiu Pitagorasa.

   Pod tekstem kilka zdań o współczesnym - trafnym lub nie -zastosowaniu "dziesięciobocznej figury doskonałej" - gwiazdy pitagorejskiej.

                                                                                                                  Andrzej Dobrowolski

 

Pitagoras


http://www.czasgarwolina.pl   Wśród poddanych tyrana Samos, Polikratesa, był młodzieniec zwracający na siebie powszechną uwagę i urodą, i rozumem, i nadzwyczajną surowością życia. Ojciec, bogaty kupiec Mnezarch, razu pewnego przedsiębiorąc długą podróż w sprawach handlowych do Fenicji, zwrócił się do wyroczni delfickiej ze zwykłym w takich razach pytaniem, jakim bogom ma złożyć ofiary, aby uzyskać od nich błogosławieństwo dla plonów podróży. Pytia udzieliła mu żądanych wskazań, lecz dodała, że plon najlepszy znajdzie on nie w Fenicji, ale we własnym domu. I oto gdy Mnezarch powrócił, żona podała mu niemowlę-syna, który niedawno się urodził. Ucieszony ojciec przypomniał sobie o przepowiedni otrzymanej w Delfach i nazwał syna  P i t a g o r a s e m , co miało oznaczać "zwiastowany przez Pytię". Mieszkańcy Samos wiedzieli o tej przepowiedni i dzięki niej jeszcze goręcej kochali i szanowali cudownego młodzieńca. Ale wiedział o tej przepowiedni także Polikrates i z nieufnością oraz lękiem śledził rozwój i postępy chłopca. Znał doskonale radę jaką niegdyś Periandrowi dał tyran Miletu Trazybulos. I oto przyjaciele Pitagorasa zrozumieli, że życie tegoż jest w niebezpieczeństwie; przy ich pomocy Pitagoras zbiegł nocą potajemnie z Samos i dotarł do Miletu, gdzie ojciec jego miał dobrych znajomych i wyrobione stosunki.

   W Milecie Pitagoras znalazł obfitą strawę dla swej żądzy poznania. Mądry Tales co prawda już nie żył, ale szkoła jego kwitła i święcie naukę jego pielęgnowała. Bezpośredni jego uczeń, Anaksymander, godził się z tym [co twierdził Tales], że wszystko, co żyje, powstało z wody, lecz pytał sam siebie, a czego powstała sama woda. I ponieważ tego pierwiastka określić nie mógł, przeto nazwał go "nieokreślonym". Anaksymander zresztą także podówczas już nie żył. Następcą jego myśli był Anaksymenes. Ten nie uląkł się określenia tego, co dla jego nauczyciela było zagadką: podług jego nauki, na początku było powietrze, z powietrza przez zgęszczenia powstała woda, a następnie i ziemia, przez rozrzedzenie zaś ogień. Pitagoras chciwie chłonął tę nowa dla siebie mądrość, słuchając wykładów Anaksymenesa, czytając ułożone przez Anaksymandra dzieło "O przyrodzie" - było to pierwsze dzieło filozoficzne - i skwapliwie chwytając wszystko, co opowiadano o Talesie. Zagadnienie pochodzenia świata zaciekawiło go również, ale najwięcej zajmowała go owa geometria i w ogóle matematyka, która z inicjatywy Talesa tkwiła w jego szkole. Szczególnie dręczyło wszystkich zadanie, w jaki sposób zbudować kwadrat w dwójnasób większy od danego [o dwukrotnie większej powierzchni], tj. jakiej długości powinny być jego boki wobec boków [pierwszego] danego. Żadna dająca się wymierzyć wielkość nie dawała pożądanych wyników; gdy brano półtora - okazywało się za dużo; gdy brano jeden i dwie piąte - wypadało zbyt mało. A tymczasem było rzeczą jasną, że zadanie to zawiera w sobie osnowę całej wiedzy dotyczącej pomiaru płaszczyzn.

   Wśród uczniów Anaksymenesa był pewien młodzieniec przybyły niedawno z Efezu; zwano go Heraklitem. Lecz uczył się on niedbale, był milczący i posępny, najchętniej zaś rozmyślał w samotności o tym, co go ciekawiło. Na próżno Pitagoras próbował się z nim zaprzyjaźnić; Hieraklit nie podzielał jego głodu wiedzy - "dużo wiedzy - mówił - nie rozwija umysłu". Razu pewnego jednakże pochłonęła ich rozmowa o zagadnieniu pochodzenia świata. Pitagoras spytał Hieraklita, czy zgadza się z teza Anaksymenesa, że początkiem wszechrzeczy jest powietrze. Ów pokiwał głową.

- A więc za Talesem wypowiadasz się za wodą?

- Nie.

- W takim razie wraz z Hezjodem - za ziemią?

- Także nie.

- A może idąc za Anaksymandrem, uchylasz się od określenia?

- Wiedza nie czyni człowieka mądrym.

I teraz Hieraklit spytał z kolei Pitagorasa:

- Czy świat jest żywy czy martwy?

- Żywy.

- A cóż to jest życie?

- Ruch.

- Czy Ziemia się porusza?

- Nie.

(Wtenczas nie wiedziano jeszcze o ruchu Ziemi).

- A woda?

- Sama przez się także się nie porusza.

- A powietrze?

- Samo przez się także się nie porusza.

- Jakże mógł powstać ruch w bezruchu?

   Pitagoras zamyślił się. W głowie błysnęła mu myśl: a może ziemia się porusza, tylko my tego ruchu nie dostrzegamy, ponieważ sami w nim uczestniczymy? Wszelako nie odważył się tej myśli wypowiedzieć. Heraklit zaś ciągnął dalej:

- Niekiedy jednak - tu wskazał na falujące morze - woda się porusza. Dlaczego?

- Wskutek wiatru.

- A cóż to jest wiatr?

- Powietrze, które się porusza.

- A dlaczego powietrze się porusza?

- Dlatego, że nierównomiernie bywa poruszane przez słońce.

- A cóż to jest słońce?

- Ogień.

- A ogień, jakiż to żywioł, poruszający się czy nieruchomy?

- Poruszający się.

- A więc zrozumiałeś teraz, skąd pochodzi wszystek świat żywy?

- Według ciebie - z ognia?

   Pitagoras obiecał zastanowić się nad tym rozstrzygnięciem, które zaciekawiło go, ale nie zadowoliło. Hieraklit niebawem wyjechał z Miletu, nie zbudowany jego mądrością; w ojczyźnie swej stał się wielkim myślicielem i napisał głębokie dzieło o przyrodzie, w którym mówił o pochodzeniu wszystkiego, co istnieje, z uduchowionego ognia, i o przyszłym przeistoczeniu świata w ogień, o wiecznym ruchu i o walce, jako materii wszechrzeczy.  Ale dzieło swe napisał nie dla ludzi, których w dalszym ciągu unikał, tylko dla siebie, i pod schyłek życia ofiarował świątyni swej ojczystej bogini, Artemidy efeskiej. Wszelako było ono i tam czytane i przepisywane, budząc zachwyt, jak i nas po dzień dzisiejszy czarują te niewielkie urywki, które zeń ocalały. Ale wróćmy do Pitagorasa.

   Nęciła go w dalszym ciągu geometria i zagadnienie podwojenia kwadratu. Spytał - u kogóż Tales zgłębiał te naukę? - W Egipcie - odpowiadano mu. Postanowił więc udać się do Egiptu, polegając na handlowych stosunkach Milezyjczyków z ich rodakami zamieszkałymi w Naukratis egipskiej, Podróż nie była trudna. Od przyjaciół z Naukratis otrzymał z kolei rekomendację do egipskich mędrców-kapłanów. Ale i oni nie odpowiedzieli na jego pytanie. Potrafili wprawdzie podwoić kwadrat, ale sposobem czysto praktycznym, dającym wynik przybliżony; brali za podstawę linie niewiele większą od 1 2/5 raza i niewiele mniejszą od 1 1/2 raza - zadanie uważali za rozwiązane. Alboż wynik taki nie wystarczał do pomiarów ziemi? - I wtenczas to Pitagoras uświadomił sobie różnicę między wiedzą stosowaną, której uczyli go kapłani egipscy, a wiedzą  c z y s t ą , do której on sam dążył.

   Lecz jeśli geometria kapłanów egipskich nie zadowoliła jego umysłu, to inne strony ich nauki uderzyły go swą tajemniczą głębią myśli. Oglądał ogromne piramidy królów pod Memfisem; widział ich wspaniałe świątynie grobowe w "dolinie śmierci" opodal Teb egipskich; widział, jak nawet ubodzy ludzie balsamowali zwłoki ludzi umarłych, aby je zachować, ponieważ zachowanie ciała poczytywano za warunek zachowania także duszy. Z tym nie mógł się pogodzić. Jak to? Więc jeśli niedbała lub złośliwa ręka zniweczy moje ciało, to i dusza moja ma niewinnie ginąć? Ale widział także obrazy sądu pośmiertnego, ważenie serc, nagrody za uczynki dobre i kary za złe - i tego nie mógł nie pochwalić.

   Gdy wrócił na Samos, Polikrates już nie żył; mógł tedy swobodnie oddać się swoim dociekaniom i rozmyślaniom. W jasnej zamiejskiej grocie przygotował sobie placyk pokryty drobnym piaskiem morskim. Tu kreślił swe figury geometryczne i przeprowadzał obliczenia. Stale rysował na piasku zagadkowy kwadrat; co uczynić, aby go podwoić? Półtora to za dużo, jeden i dwie piąte - za mało. Próbował innych liczbowych stosunków, bardzo ułamkowych; wynik zawsze bywał przybliżony, ale zawsze nieścisły. I zdołał przekonać się tylko o jednej rzeczy; bok poszukiwanego kwadratu jest niewspółmierny z bokiem danego. Oto dlaczego nie mogli znaleźć go ani mędrcy Miletu, ani mędrcy Egiptu; o wielkościach niewspółmiernych nie mieli żadnego pojęcia.

http://www.czasgarwolina.pl   Był już gotów poniechać zadania, gdy wtem nawiedziła go szczęśliwa myśl; poprowadził przekątną i na niej zbudował drugi, większy kwadrat: zali nie ten to będzie ów poszukiwany? Zaczął wyliczać: tak, właśnie ten. A więc kwadrat zbudowany na przekątnej innego kwadratu będzie w dwójnasób większy, czyli, co na jedno wychodzi, równać się będzie sumie obu kwadratów, zbudowanych na dwóch jego bokach. Pitagoras wziął zamiast kwadratu prostokąt, poprowadził przekątną, zbudował po kwadracie na niej i na dwóch nierównych jego bokach - zjawisko to samo: kwadrat przekątnej okazał się równy sumie kwadratów zbudowanych na dwóch przyległych jego bokach. Albo, co na jedno wychodzi, w trójkącie prostokątnym kwadrat zbudowany na linii ukośnej (przeciwprostokątnej) równa się sumie obu kwadratów, zbudowanych na obu pozostałych jego liniach (przyprostokątnych). Teraz można było nie tylko podwoić kwadrat, ale i potroić, i zwiększyć w czwórnasób itd. Podstawowe zadanie pomiaru płaszczyzn było rozwiązane.

   Dzisiaj wszyscy uczą się w szkole twierdzenia Pitagorasa, niekiedy z urazą lub szyderstwem, nie podejrzewając, ile trudu kosztowało jego odkrycie i jakim stało się kluczem przy rozwiązywaniu dalszych zadań geometrii. Pitagoras jednak niezmiernie cieszył sie swoim odkryciem ... Jako człowiek pobożny, przypisał swą zdobycz łasce bogów; następnego dnia stado krów, owiec, kóz, ogółem sto głów, pognano do miejscowej świątyni Hery, opiekunki Samos, aby złożyć dzięki za łaskę wyświadczona Pitagorasowi. Była to "hekatomba", hołd złożony bogini i uczta dla ludu.

   Pitagoras uskrzydlony powodzeniem, przeniósł dociekania swe w inną dziedzinę. Grecy, jak i my, posługiwali się [dźwiękową] gamą siedmiotonową "diatoniczną" i oczywiście wiedzieli wszyscy, że im cieńsza, im krótsza, im bardziej napięta była struna, tym wyższy bywał dźwięk jaki wydobywała. W praktyce, przy danej długości i grubości struny, zmieniano jej napięcie, "nastrajając" ją; robiono to kierując się słuchem. Pitagoras i tutaj chciał osiągnąć dokładność. Wziął jedna strunę (monochord), przywiesił do niej ciężar, określając w ten sposób jej napięcie, i za pomocą ruchomego mostku starał się określić, jaka powinna być stosunkowa długość struny, ażeby wydawała pewien określony dźwięk. Dajmy na to, że przy danej długości wydaje ona dźwięk, który obecnie nazywamy do; ile razy wypadnie ją podłużyć, ażeby otrzymać następne, wyższe do (oktawę)? Okazało się, że dwa razy. Zasadniczy zatem dźwięk ma się do oktawy jak 1:2. A dla dźwięku sol (kwinty)? Półtora raza; zasadniczy więc dźwięk ma się do kwinty jak 2:3. Dla fa (kwarty) otrzymano 3:4,http://www.czasgarwolina.pl dla mi (tercji) 4:5, dla la (seksty) 3:5, dla re (sekundy) 8:9, dla si (septymy) 8:15. Tu ujawniła się współmierność zupełna, rozmaite tony sprowadzają się do stosunków liczb prostych. Im prostsze bywają, tym harmonia jest pełniejsza; akordy najbardziej harmonijne to oktawa, kwarta i kwinta, tj. te, które określane są przez pierwsze liczby - 1,2,3,4. Są to więc liczby święte. Ich suma stanowi dziesięć; a więc dziesięć jest to liczba "najdoskonalsza".

   Nowe to odkrycie ostatecznie upoiło szczęśliwego badacza. Dźwięki to tylko początek; wszystkie różnice w świecie dadzą się sprowadzić do stosunków liczbowych, wszystkie odmiany jakościowe do różnic ilościowych. Teraz i to zagadnienie, nad którym biedzili się mędrcy Miletu, wydało mu się rozstrzygnięte. Tamci szukali żywego boskiego prażywiołu? Daremna praca, siła polega nie na żywiole. W podstawie budowy świata tkwią liczby; liczby święte i boskie. Jeżeli pominiemy ten ostatni zapęd uniesienia, to czy możemy orzec, że Pitagoras się mylił? Czy nie to samo nam mówi i nasza nowoczesna chemia?

http://www.czasgarwolina.pl   Ale Pitagoras dał się unosić marzeniom, i nawet bardzo. Zagadnienie budowy świata kazało mu obrócić wzrok ku sklepieniu niebios; tam wśród gwiazd nieruchomych szybują planety, których starożytność liczyła siedem, widzialnych i dla gołego oka: Księżyc, Wenus, Merkury, Słońce, Mars, Jowisz i Saturn. Siedem - tyle ile jest tonów w gamie! I rzecz prosta, i stosunki między nimi, i stosunki ich do ziemi muszą być takie same. Każda z nich porusza się jak kula przytwierdzona do swej przezroczystej "sfery", ten zaś ruch wydaje dźwięk, my dźwięku tego nie słyszymy, gdyż przywykliśmy do niego, ale dźwięk ten istnieje, i wszystkie razem tworzą one "harmonię sfer". Cały gmach świata - to jedna olbrzymia lira.

   Coraz bardziej, coraz wyżej unosiło marzenie mędrca z Samos. Siedem planet - siedem tonów: przypuśćmy. Ale przecież istnieje i oktawa, dźwięk ósmy; tak, i istnieje sklepienie niebieskie, także poruszające się wraz z przytwierdzonymi doń gwiazdkami; jest to właśnie sfera ósma (oktoada). Dziewiąta - to ziemia; brak jednej jeszcze do dopełnienia liczby doskonałej. Tak, ale przecież ziemia się nie porusza. - A skąd my o tym możemy wiedzieć? - A może ziemia także się porusza? Jeśli ma ona kształt kulisty, jak wszystkie planety, obraca się wokół środkowego "ogniska", z drugiej zaś strony tego "ogniska" obraca się dziesiąta "przeciw-ziemia", której nie widzimy tylko dlatego, że stale znajduje się po tamtej stronie ogniska. - Ziemia jest kulista i Ziemia się porusza! Po raz pierwszy błysnęły w głowie człowieka te śmiałe myśli. Oto ku jakim objawieniom pchnęły mędrca z Samos nawet jego fantastyczne zapędy!

   Wszelako dociekania badawcze stanowiły jedna tylko stronę działalności Pitagorasa na Samos; stroną drugą było jego życie święte, połączenie szczerej pobożności z krańcową surowością wobec siebie samego. Do tego dodać należy jego wyjątkową władzę nad ludźmi, która osiągnął nie argumentacją słowną albo wmawianiem - był bardzo małomówny - lecz tonem głosu, spojrzeniem, wyrazem twarzy. Wszyscy ulegali mu mimo woli; wydawało się, że niepodobieństwem jest sprzeciwiać sie temu co wyrzekł. Nic dziwnego przeto, że obywatele Samos chętnie powierzali mu mandat posła do innych narodów. Sława jego w ten sposób szerzyła się wszędy po całej Helladzie i po krajach barbarzyńskich.

http://www.czasgarwolina.pl   I oto pewnego razy przybyli doń obywatele miasta Krotonu. Była to kolonia achajska w południowej Italii, sąsiadująca z potężnym wówczas Sybaris. To właśnie sąsiedztwo stało się dla Krotonu rzeczą fatalną; Sybaryci, silni i możni, rozgromili Krotończyków i odebrali im pokaźną część posiadłości. Porażka, jak zazwyczaj, pociągnęła za sobą waśni wewnętrzne; nad miastem zawisło widmo zguby. Wiedząc o rozumie i świętości Pitagorasa, Krotończycy udali się doń z prośbą, aby przyszedł, objął nad nimi rządy i wprowadził na drogę ratunku. Pitagoras się zgodził. Zgromadziwszy Krotończyków skłonił ich przede wszystkim do zbudowania świątyni ku czci Muz, opiekunek harmonii i zgody między ludźmi, a także do wyznaczenia w życiu swym jak najszerszego pola muzyce, jako lekowi na gniew, posępność i strach oraz inne złe namiętności.      Następnie zaczął zapoznawać się ze składem ludności i jej życiem religijnym, aby przekonać się, gdzie szukać właściwej dźwigni uzdrowienia miasta.

   I tu zwrócił uwagę na licznych w Krotonie, jak w ogóle na Zachodzie greckim, wyznawców pradawnego proroka Orfeusza. Łączyła ich wiedza tajemna. polegająca głównie na wierze w wędrówkę dusz. Po śmierci - powiadali - człowiek staje przed sądem zagrobowym i dalszy los jego zależy od wyroku tego sądu. Niepoprawni grzesznicy idą do piekła, zdolni do poprawy - do czyśćca, sprawiedliwi - do raju. Męki piekielne trwają wiecznie. ale w czyśćcu i w raju dusze pozostają tylko czasowo, po czym znowu wcielają się nie tylko w postaci ludzkie, ale i w zwierzęce; następnie po nowej śmierci znów stają przed sądem, i tak dalej. Ów męczeński krąg zgonów i narodzin będzie nieskończony, jeżeli człowiek nie zwróci się do tego życia, które jedynie może go zbawić i obdarzyć wieczna szczęśliwością. Jest to mianowicie "życie orfickie". Jego prorok Orfeusz nauczał swoich wiernych: kto pełnić będzie jego przykazania. ten "ocali się od kręgu i ujdzie niedoli". [W tym samym czasie, w VI wieku przed Chrystusem, podobną naukę głosił w Indiach Budda.]

   Pitagoras z zapałem zgłębiał te naukę orficką; zawierała ona to właśnie, co podobało mu się u kapłanów egipskich, ale bez potworności tamtejszych. Rozmyślał wszelako nie tylko o życiu zagrobowym. Koła "orfików" były luźnymi związkami wierzących, bez organizacji, bez spójni między sobą. Pitagoras zjednoczył je i skupił z jednym "zakonie pitagorejskim". Na czele postawił wszędzie możnowładców - czasy były arystokratyczne i sam Apollo sprzyjał tej postaci rządów.

   W obrębie każdego kółka wprowadził staranne wychowanie młodzieży w duchu swej nauki - matematycznej, kosmologicznej i muzycznej - przy tym młodzieży nie tylko męskiej, ale i żeńskiej. Nie zapominano o fizycznej stronie wychowania, lecz najważniejszą rzeczą była surowość życia. Przez całe życie człowiek zobowiązany był powstrzymywać się od spożywania mięsa - i rzeczywiście - skoro wierzono we wcielanie się duszy w zwierzęta, spożywanie mięsa rzeźnego równoznaczne było z ludożerstwem. Wstępujący do zakonu musiał czasowo złożyć śluby milczenia - było to próbą. Wszyscy poczuwali się do obowiązku miłości bliźniego: a więc do czci wobec rodziców, koleżeństwa wobec żony, opieki ojcowskiej wobec dzieci, braterstwa wobec każdego. Z przyjaciółmi zobowiązywano się postępować tak, jak gdyby przyjaźń trwać miała wiecznie; z nieprzyjaciółmi tak, jak gdyby ci mieli jutro pojednać się z nami. W ogóle w kołach pitagorejczyków rozkwitła przyjaźń serdeczna i ofiarna.

   Dobre ziarno wydało dobry plon: Kroton zasłynął wkrótce wśród Greków swym zdrowiem fizycznym i moralnym; powstało żartobliwe przysłowie: "zdrowszy od Krotonu i dyni". Bogaty natomiast Sybaris im dalej, tym głębiej tonął w zbytku i rozpuście; tak, że samo imię "sybaryty" stało się w Grecji, jak i po dzień dzisiejszy, określeniem człowieka zniewieściałego w wygodnictwie. I jak bywa zazwyczaj, rozwiązłość wyrodziła się w pychę i zadzierzystość. Sybaryci znowu wdali się w wojnę z Krotonem, ale tym razem wynik jej był inny: Kroton ostatecznie rozgromił niespokojnego i zarozumiałego sąsiada. Pitagoras był nieubłagany wobec zarazy rozwiązłości moralnej: poczytując Sybaris za niepoprawnego grzesznika, kazał zburzyć miasto do gruntu i rozprowadzić wody miejscowej rzeki Kratysu na jego gruzach (510 r.p.Ch.)

   Czy nie przekroczył w ten sposób miary odwetu dozwolonej człowiekowi? W każdym razie wkrótce po tym zdarzeniu wszczął się w Krotonie ferment przeciwko Pitagorasowi i jego zwolennikom. Jak już wyżej nadmieniono, że pełnię władzy przekazał on możnowładztwu; a tymczasem u schyłku wieku VI wszędzie wzmogły sie prądy demokratyczne, i w Grecji właściwej i w koloniach. Póki sam Pitagoras pozostawał w Krotonie, wrogowie jego bali się jakichkolwiek wystąpień. Atoli mu razu pewnego wypadło w sprawach państwowych udać się do nadmorskiego miasta Metapontu.  Wrogowie jego postanowili skorzystać ze sposobności: upatrzywszy chwilę, w której główni wśród pitagorejczyków naradzali się w domu jednego z członków swego koła, podkradli się cicho pod ściany i podpalili dom ze wszystkich czterech stron od razu. Wszyscy zginęli w płomieniach, oprócz dwóch młodych, którym udało się zbiec. Pitagoras dowiedział się, że dzieło jego życia w Krotonie zniweczono; postanowił pozostać w Metaponcie, gdzie niebawem umarł w latach bardzo podeszłych. Wszelako nauka jego nie zginęła. Pitagoreizm odrodził się w Tarencie, najważniejszym po zburzeniu Sybaris mieście w greckiej Italii, i tu z nim jeszcze się spotkamy. /.../

 

Tadeusz Zieliński, Grecja Niepodległa

 

Post scriptum

http://www.czasgarwolina.pl   Dodajmy jeszcze, że jednym z odkryć geometrycznych Pitagorasa była pięcioramienna gwiazda - figura doskonała ze względu na swoje właściwości geometryczne. Została ona po śmierci filozofa przywłaszczona przez organizacje mieniące się "pitagorejczykami": przez tajne, okultystyczne bractwa; przez narkotyczno-orgiastyczne spiski; przez agentury ubrane w szaty towarzystw "filozofii wyzwolenia".


   Przypomnieliśmy Pitagorasa również i dlatego, żeby zwrócić uwagę na posługiwanie się symbolem tej gwiazdy przez rewolucjonistów ery nowożytnej. Najwyraźniej rewolucyjny akt zmiany życia społecznego jakiego dokonał on w starożytnym greckim Krotonie, jego pitagoreizm - jego internacjonalizm, jego tajna organizacja ze wspólnotą dóbr, i jego symbolika - stały się w epoce nowożytnej mitem założycielskim dla ruchów kontrkulturowych i antychrześcijańskich; elit laickich, masońskich, socjalistycznych kojarzących swe wysiłki z legendą Pitagorasa.  

   Być może takie traktowanie myśli Pitagorasa przez tych ludzi jest zawłaszczaniem obcej idei, wszak wśród komentatorów jego życia nie brak chrześcijańskich entuzjastów (Simone Weil). Jednak tak czy inaczej "gwiazda doskonałości filozoficznej" stała się w świadomości zbiorowej przeczeniem Krzyża. Stała się znakiem pychy racjonalizmu odrzucającej skarbnicę empirii, tradycji i doświadczenia przez niewszechmogący przecież rozum racjonalistów nie rozumianej.

http://www.czasgarwolina.plhttp://www.czasgarwolina.plOjcowie założyciele USA byli masonami. Akt secesji amerykańskich kolonii od Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii był nie tylko - jak myślą Polacy - sięgnięciem po suwerenność, ale i rewolucją obalającą króla z bożej łaski, a fundującej demokrację opartą na woli ludzi ("We, the people ...", a nie "W imię Boże ...").

Na godle USA umieszczono pięcioramienne gwiazdy, w miejsce brytyjskich krzyży świętych Jerzego i Andrzeja. Znaki znaczą!

 

http://www.czasgarwolina.plhttp://www.czasgarwolina.plRewolucję radziecką zorganizowali przerzucony przez Niemców Lenin i przez Amerykanów Trocki. Właśnie Lew Trocki (pseudonim Lejby Bronsteina) wprowadził symbol gwiazdy pitagorejskiej jako znak ZSRR.

W ZSRR zamordowano kilkadziesiąt milionów ludzi, bynajmniej nie sybarytów. Anna Applebaum twierdzi, że gdyby Stalin nie usunął Trockiego (jak Krotończycy Pitagorasa) ofiar byłoby mniej. A Lenin z Trockim, proszę Pani, mordowali oszczędnie? A może tych, co trzeba?

 

http://www.czasgarwolina.plhttp://www.czasgarwolina.plPo zdobyciu Italii podczas II wojny światowej Amerykanie doprowadzili do zniesienia monarchii i wprowadzenia republiki. Zmieniono flagę Italii ze świętej na konstruktorsko-mechaniczną.

AD